Każdy z nas obawia się o swoje zdrowie, monitoruje pracę swojego organizmu i bywa, że doszukuje się w nim usterek – w końcu ciało ludzkie nie jest doskonałe, w każdym momencie coś może się w nim popsuć. Czy zwykły kaszel może oznaczać, że moje płuca zaatakował nowotwór? Czy nawracające bóle brzucha, brak apetytu i zgaga świadczą o wrzodach żołądka? Takie i inne pytania pojawiają się na internetowych forach, w codziennych rozmowach, a domorośli specjaliści chętnie udzielają na nie odpowiedzi. Ja zatem pytam, kiedy zwykła obawa o własne zdrowie staje się hipochondrią?
Hipochondria (hypochondriasis) to w potocznym tłumaczeniu lęk o zdrowie. Towarzyszy jej przekonanie o cierpieniu na poważną chorobę bądź obawa przed zapadnięciem na nią. Zazwyczaj dotyczy to więcej niż jednego schorzenia i pomimo braku dowodów potwierdzających chorobę, pacjent usilnie trwa przy postawionej przez siebie diagnozie. Jeśli jeden lekarz nie spełnia jego oczekiwań – nie potwierdza diagnozy – udaje się do kolejnego, z nadzieją, że ten, w jego mniemaniu, będzie bardziej kompetentny. Machina rusza. Każdy kolejny lekarz wykonuje szereg, często niepotrzebnych badań, ponieważ najpierw musi wyeliminować podłoże somatyczne. Pacjenci nie chcą wierzyć, że cierpią na zaburzenie psychiczne, a nie fizyczne. Rodzi się frustracja, zarówno po stronie pacjenta jak i lekarza, którego kompetencje są podważane, a czas marnowany.
Hipochondryk rozpamiętuje zwykłe czynności swojego organizmu jak kaszel, podwyższone podczas wysiłku tętno czy pocenie się jako objaw poważnej choroby. Zapewnienia bliskich, znajomych, lekarzy, że nic mu nie jest, jedynie bardziej umacniają go w przekonaniu, że cierpi na niemożliwą do zdiagnozowania chorobę. Nie wierzy, że problem polega na błędnym rozpoznawaniu czynności własnego ciała.
Jak to wszystko wygląda w oczach samego zainteresowanego? Częstym czynnikiem wyzwalającym cały proces jest przyspieszone bicie serca. Pacjent zapomina o wszelkich aktywnościach, które przed chwilą wykonywał i skupia się na swoim sercu, które ma przyspieszony rytm. Pojawia się stwierdzenie – dzieje się coś poważnego, jestem w niebezpieczeństwie. Wzrasta lęk, oddech przyspiesza, wzmaga się potliwość całego ciała, a to z kolei prowadzi do napięcia i wzmożonej koncentracji na procesach cielesnych. Wszystkie te zwykłe czynności organizmu połączone z napięciem, prowadzą do postawienia diagnozy o poważnej chorobie, która nam zagraża bądź na którą już cierpimy. To z kolei jeszcze bardziej wzmaga lęk – koło się zamyka i zaczyna toczyć własnym życiem. Jeśli dodatkowo towarzyszą temu wcześniejsze przykre wydarzenia np. choroba wieńcowa u któregoś z członków rodziny lub śmierć w jej skutku, pacjent nie ma wątpliwości że spotka go to samo.
Również kultura ma duży wpływ na to, co spostrzegamy jako niebezpieczne dla naszego życia. Wszechobecne choroby serca, nowotwory nie napawają optymizmem. Internet aż kipi od porad, często sprzecznych, które rzekomo mają nas uratować. Ostatnim nowopoznanym zjawiskiem jest cyberchondria. Spowodowana jest nadmiernym zainteresowaniem procesami cielesnymi oraz dopasowywaniem swoich „objawów” do chorób znalezionych w Internecie – na forach, blogach czy specjalnych stronach, które po wpisaniu objawów, dopasują nam do nich chorobę. Kiedy usłyszałam o tych cyber- ekspertach, nie dowierzałam, że coś takiego w ogóle istnieje ale dzięki nim dowiedziałam się, że prawdopodobnie cierpię na tachykardię, wrzody żołądka, a nowotwór skóry jest prawie pewien. Niestety, część ludzi wierzy w te diagnozy. Dochodzi nawet do sytuacji, gdy rozpoczynają leczenie na własną rękę – nielegalnie kupują leki, wspomagają się suplementami diety, chodzą na wizyty do samozwańczych „lekarzy”, którzy po uiszczeniu odpowiedniej opłaty zdiagnozują im co tylko będą chcieli. Oczywiście jest to zachowanie nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Grozi zatruciami oraz powikłaniami, których nie możemy przewidzieć.
Co w takiej sytuacji robić? Umiarkowany lęk o własne zdrowie jest wskazany. Musimy monitorować własne ciało bo jest ono naszym domem i to my jako pierwsi wiemy co się w nim dzieje. Kiedy jednak umiarkowany lęk przechodzi w nadmierny, zaczynają się kłopoty o charakterze rodzinnym, a nawet zawodowym. Który szef będzie tolerował kolejną w tym miesiącu wizytę u kardiologa, onkologa, ponieważ poprzedni nie poznał się na tym co to za choroba? Który współmałżonek wytrzyma ciągłe narzekanie na własne zdrowie pomimo jasnych dowodów w postaci badań lekarskich, które nie potwierdzają choroby? Najlepszym wyjściem byłoby przekonanie pacjenta do podjęcia psychoterapii. Ma ona na celu wyjaśnienie źródła lęku oraz tego, że powodem jego cierpienia jest błędne spostrzeganie procesów cielesnych.
Pamiętajmy więc o tym, że troska o własne zdrowie jest niezwykle ważna, ale bardzo istotny jest również umiar i racjonalne podchodzenie do tego co może nam zagrażać, a co jest tylko nadinterpretacją naszego umysłu.
Autorką artykułu jest Jolanta Nowak. Studentka IV roku Psychologii Stosowanej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Koordynatorka Sekcji Psychologii Zdrowia i Choroby działającej przy Kole Nauk Psychologicznych PRAGMA. Interesuje się psychologią zdrowia i choroby, psychopatologią oraz wybranymi zagadnieniami psychologii sądowej.
Bibliografia
- Kocjan J., Hipochondria (lęk o zdrowie): obecna konceptualizacja, klasyfikacja oraz podobieństwo do zaburzeń lękowych, „Journal of Education, Health and Sport”, 2015;5: 193-2014. ISSN 2391-8306.
- Kosmala B., Bukowski S., Mechanizmy i terapia hipochondrii w świetle koncepcji poznawczo – behawioralnej, Poradnia Zdrowia Psychicznego Centralnej Wojskowej Przychodni Lekarskiej „CePeLek”
- Scully J.H., Psychiatria, pod red. J. Rybakowskiego, Wydawnictwo Medyczne Urban & Partner, Wrocław, 1998, ISBN 0-683-06263-8
- Seligman M.E.P., Walker E.F., Rosenhan D.L, Psychopatologia, przeł. J. Gilewicz, A. Wojciechowski, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2003, ISBN 83-7298-441-7
Źródło ilustracji: http://pl.123rf.com/